ROK ŚWIĘTEGO JACKA

W bieżącym roku przypada 750. rocznica śmierci świętego Jacka Odrowąża. W tym roku jubileuszowym warto sobie przypomnieć postać świętego Jacka.

Święty Jacek pochodził ze słynnego rodu Odrowążów. Jego korzenie sięgają Małopolski, ale siedzibą był Kamień na Opolszczyźnie. Tam urodził się Jacek około 1200 roku. Z jego rodziny pochodzą też błogosławieni: Czesław i Bronisława oraz biskup Iwo Odrowąż. Święty Jacek należał do pierwszej generacji zakonu kaznodziejskiego, czyli dominikanów. Iwo Odrowąż, jego wuj, biskup krakowski wysłał go najpierw do Bolonii, potem do Rzymu. Wraz ze swym kuzynem Czesławem, dostał habit od św. Dominika. Następnie Jacek z Czesławem zostali wysłani do Polski i zakładali nowe placówki zakonu. Święty Jacek założył zakon w Krakowie, Wrocławiu, Kamieniu Pomorskim, Gdańsku, Sandomierzu, Pradze. Potem na Rusi i w Prusach. Prowadził umartwione życie. Tę surowość życia zaczerpnął od św. Dominika. Był pokorny, posiadał dziewiczą czystość, gorącą miłość Boga i bliźniego. Tak mocno pałał miłością do bliźnich, że gdziekolwiek zobaczył uciśnionych i płaczących, nie mógł się powstrzymać, żeby nie płakać razem z nimi, a w czasie modlitwy ze łzami w oczach błagał Boga o miłosierdzie dla nich. Często spędzał noce w kościele - bardzo rzadko miał stałe miejsce na spoczynek. Kładł się przed ołtarzem, głowę oparł o kamień lub na gołej ziemi i zaczerpnął nieco odpoczynku. Każdej nocy biczował się aż do krwi. W piątki i wigilie NMP oraz Apostołów pościł o chlebie i wodzie. Cały swój czas poświęcił całkowicie Bogu. Studiował, głosił kazania, słuchał spowiedzi, modlił się, odwiedzał chorych. Słowem i przykładem budował bliźnich. Ta pobożność św. Jacka jest bardzo podobna do pobożności św. Dominika.

Święty i gorliwy Jacek na początku swojej działalności w Krakowie został umocniony niezwykłym widzeniem Matki Bożej. W poranek dnia Jej Wniebowzięcia pobożnie i ze łzami modlił się w kościele Świętej Trójcy. Ujrzał wtedy padającą na twarz przeogromną światłość i zstępującą w niej Najświętszą Maryję Pannę, która rzekła do Niego: "Synu, Jacku, ciesz się, bo modlitwy twoje są miłe przed obliczem Mego Syna, Zbawiciela i o cokolwiek prosić będziesz, za Moim pośrednictwem, otrzymasz od Niego".

Jacek ucieszył się tą obietnicą, i odtąd o cokolwiek tylko poprosił, zawsze został wysłuchany. Potwierdzają to cuda.
Pierwszy jego cud wiąże się z wyprawą Świętego na wschód, do Kijowa. Na Mazowszu, pod Wyszogrodem, Jacek i jego trzej towarzysze - Florian, Godyn i Benedykt chcieli przeprawić się przez Wisłę, która ogromnie wezbrała. Na miejscu przeprawy nie znaleźli jednak ani przewodnika, ani łodzi. Wtedy Jacek wezwał braci do modlitwy: Prośmy Boga wszechmogącego, któremu niebo i ziemia, morze i rzeki są posłuszne, żeby nam pomógł przeprawić się przez tę rzekę. Potem zrobił nad Wisłą znak krzyża, wezwał braci, żeby poszli za nim, i zaczął stąpać suchą nogą po wodzie. Ponieważ żaden z nich nie odważył się pójść za nim, wrócił do nich, rzucił na wodę kapę, rozpostarł ją i powiedział do braci: Niech ona, najdrożsi synowie, będzie mostem Jezusa Chrystusa, po której w Imię Jego przejdziemy tę olbrzymią rzekę. Płynęli więc do miasta na kapie pod przewodnictwem świętego Jacka.

Głosząc Słowo Boże na dzisiejszej Ukrainie zdarzył się tam inny cud. Gdy Jacek musiał uciekać z Kijowa przed Tatarami, którzy napadli na kościół dominikański, wziął z ołtarza Przenajświętszy Sakrament, aby Go uratować. I wtedy usłyszał głos Matki Bożej, której kamienna figura stała pod chórem: "Jacku, Jacku, mojego Syna ratujesz, a mnie chcesz zostawić?". To była kamienna, ciężka figura, więc przerażony Jacek odrzekł: "Ale jak ja sobie poradzę?". Na to usłyszał: "Dla Ciebie stanę się lekka". I tak się stało. Święty zabrał Przenajświętszy Sakrament i figurę Matki Boskiej z łatwością. Stąd jest przedstawiany z tymi dwoma atrybutami.

Nie tylko te cudowne wydarzenie znamy z życia św. Jacka. Był znany jako cudotwórca. Przywracał zmarłych do życia i czynił inne cuda.
Swojej penitentce, Felicji z Gruszowa, od lat nie mającej potomstwa, wymodlił urodzenie syna. W wigilię uroczystości św. Małgorzaty - 18 lipca, wybrał się na zaproszenie innej penitentki - Klemensji, do Kościelca. Gdy tam dotarł, mieszkańcy opłakiwali utratę plonów, bo obfity grad powalił i zniszczył wszystkie zboża. Jacek uratował ich od głodu - odesłał ich do domów i kazał czuwać na modlitwie. Rano wszystkie zboża podniosły się, jakby grad ich nie dotknął.

Jego śmierć nastąpiła w dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 1257 roku. Został pochowany przy kościele Świętej Trójcy w Krakowie. Już w dniu pogrzebu zanotowano nowe cuda. Pewien młodzieniec spadł z konia i zabił się. Wtedy ojciec i matka zanieśli jego ciało do grobu św. Jacka. Po upływie godziny chłopiec wstał bez śladów wypadku. Biskup po powrocie z pogrzebu modlił się w katedrze i nieco się zdrzemnął. Wtedy zobaczył, jak św. Stanisław wprowadza Jacka do nieba. Podobne widzenie miała mniszka z klasztoru Norbertanek na Zwierzyńcu, Bronisława, później uznana za rodzoną siostrę Jacka i Czesława.

Jolanta
GŁOS 10,11/2007